Pisało, nie zaś gęsie... Mam niemały skweres:
Myślałem, że to będzie choć średni interes.
Tu zwrot kosztów — to może koniec najszczęśliwszy.
Ni za dziadka, ni babkę, nie jadłszy, nie piwszy —
Straciłem tysiąc złotych. Myślałem, zakaty,
Że może cię pochwalą nasze literaty:
Pan Koźmian, pan Kropiński... Ale gdzież tam, panie!
Co słyszę, to jedynie srogie urąganie.
Wiersz dobry — być powinien jak klasyczny antyk,
Ale o panu mówią, że jesteś romantyk,
A to przecież jest hańba istna dla Polaka!
Jednak dziś się zaraza rozszerzyła taka,
I pan też za nią idzie, mój panie Malczewski.
Jest niejaki Mickiewicz, ot, niedźwiedź litewski:
Wilkołaki mu śnią się, czarownice, gady,
Jakieś sonety pisze i trupie ballady!
Młodzież psuje i w sercach zasiewa truciznę —
Szerzy mrok — do upadku prowadzi ojczyznę!
I oto ja, com zawsze był obywatelem
Poczciwym i któremu cnota była celem —
Dziś jam splamiony. Każden palcem mię wytyka,
Żem wydał szalonego dzieło romantyka.
Ach, jedno, jeszcze jedno mam rozczarowanie.
Nie zrozumiałeś książki, mój kochany panie.
Sensu niema, co mówisz...