W sercu mojem się toczy planeta umarła,
Co miała niegdyś wielkie zielone przestwory,
Gdzie kwitła biała Grecya i Roma żelazna,
Gdzie huczały wulkany i brzęczały pszczoły,
Złociły się uśmiechy i promienie zorzy.
I wszystko to zamarło i wszystko zastygło
I stałem się grobowcem, co ma w sobie trupa,
A choć to, co umiera, wyrocznią mogilną
Na śmierć jest przeznaczone, przecież owa głucha
Planeta skamieniała do łez mię porusza.
I chciałbym ją ożywić, by mogła zmartwychwstać
I nieraz dnie i noce nad tą pracą trawię,
By obudzić tę zmarłą i by ją zapytać,
Jakie tam przebiegała tajemnicze dale,
Bo umarli w nieznanej przebywają prawdzie.
I te umarłe prawdy mają życie wieczne
I rządzą naszą duszą — i naszemi słowy
I wszystkie nasze czyny od nich są zależne:
A to jest utajony byt nasz nieświadomy,
Co huczy w nas czasami, jak zaklęte dzwony.