O, martwe wy postaci, a wiecznie żyjące,
Gdy patrzę w wasze białe, nieruchome oczy,
Zda mi się, że w nich widzę źrenice widzące,
Zda mi się pod marmurem, że tam krew się toczy.
Ironiczne potęgi! Czyli wasze twarze
Iście są nieświadome życia dookoła?
O nie, wy pewnie, w ludzkim zasłuchane gwarze,
Znacie wszystko, co płacze, co jęczy, co woła!
Bowiem duch, co osiągnął wszystką samowiedzę —
Żadnej nie łaknie wiedzy i łaknąć nie może:
Jowisz — czyli przestąpi swego nieba miedzę,
Gdy wszędzie jego niebios ściele się przestworze?
I tak — w nieskończoności lazurach płynący,
Jowisz — jak gdyby w sennej pogrąża się toni:
I — nic nie widząc — wszystko widzi... Wszechwidzący
I razem nieświadomy — duch bytu harmonii!
Tak każdy z was! Przeżywszy to, co można przeżyć —
Życie, świadomość, czucie — zaklął w marmur biały,
I nic was już nie może olśnić i uderzyć,
I żyjecie — jak we śnie wiekuistej chwały!
A patrząc, na cóż patrzą wasze białe oczy,
Gdy u stóp waszych czarny, bezkształtny lud żywy,
Olśniony ich potęgą, zmęczony się tłoczy —
I upada omdlały, drżący i trwożliwy?...
Strona:PL Antoni Lange - Rozmyślania.djvu/088
Ta strona została uwierzytelniona.