O, gdyby przejrzeć! O, gdyby odgadnąć
Kształty nieznane! Ach, jutrem owładnąć!
Więc wytężyłem w nieskończoność oczy,
Więc wytężyłem ku niej słuch. W oddali
Jakaś się jutrznia półświetlana toczy,
Jakaś się tęcza półzaćmiona pali —
Izys w osłonie poprzez światy kroczy,
Jak czysta lilia, z mórz wstająca fali.
Cisza — aż naraz w przeraźliwym zgrzycie
Nowej Godziny usłyszałem bicie.
Moc, zawieszona na Zegarze Czasów,
Naraz zadrgnęła — a wewnętrzne stale,
Od pordzewiałych wstrząśnione zawiasów,
Zgrzytnęły w cichym powietrza krysztale
I, czerpiąc z jęku odwiecznych zapasów,
Jękiem ogromnym w ogromne szły dale!
Cały się wszechświat wydawał być dzwonem,
Hucząc w powietrzu nawskroś rozdzwonionem.
I dreszcz poczułem w duchu, jak prorocy,
Co się na puszczy spowiadają Bogu.
Wiek idzie nowy! Bez czucia i mocy
Leżałem, zda się, u wszechczasu progu.
Wtem przyszedł do mnie o krwawej północy
Duch nieznajomy i rzekł: Astrologu!
Dziw mi, jak zeszedł do mej czatownicy,
A wyglądał jak Numidowie dzicy.
Strona:PL Antoni Lange - Rozmyślania.djvu/098
Ta strona została uwierzytelniona.