Do poźnej nocy w zamku zgiełk i tentent trwały;
Do poźnej nocy trąby i wiwaty grzmiały;
Dawny wrócił obyczaj, spaniała ochota,
Długie się stoły lśniły od srebra i złota;
I loch pański jak serce zdawał się otwarty, 85
A stary węgrzyn płodził nie bez duszy żarty;
I godząc huczne tony z wesołym hałasem,
Muzyka z swą melodią przebiła się czasem.
Do poźnej nocy twarze ostre, malowane,
Pzodków, w długim szeregu zebranych na ścianę, 90
Zdały się iskrzyć nieraz martwemi oczami,
I śmiać się do pijących, i ruszać wąsami.
W ustach mieszka wesołość, w oczach myśl zgadnienia,
W głębito, w głębi serca robak przewinienia;
A gdy jaka uciecha razem ludzi zbierze, 95
I pycha i pochlebstwo śmieją się, nie szczerze.
Może tak w dawnym zamku, bo w rznięte podwoje
Już noc zaprowadziła ciemne rządy swoje;
Już ucichli surmacze; sen szczęście osłania,
I puszczyk z wieży zaczął grobowe wołania; 100
A jeszcze, w bocznem skrzydle obszernej budowy,