Strona:PL Antoni Malczewski, jego żywot i pisma.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

Zatrzymując się nagle, czy kogo nie słyszy?
Spojrzał na xiężyc w pełni, co jego postawę,
W czarnych, olbrzymich kształtach, obalał na trawę,
Jak słodko i spokojnie bieg swój jasny toczy!
Ah! bo na swoje słońce ma zwrócone oczy!        1240
Uchylił rycerz głowę; widzieć mu się marzy,
Jakby szyderski uśmiech w tej pyzatej twarzy.
I tak dumając smutnie, lub niemyśląc wcale,
W odmęcie sprzecznych uczuć, gdzie trwogi i żale,
Miłość, wspomnienia, szczęście, wszystko w zawieszeniu,        1245
Błąkał się w koło domu spiącego w milczeniu,
Co cichy, głuchy, martwy, i skarb drogi mieści,
Jak te zaklęte zamki arabskich powieści.
Lecz cożto? już w zupełnej nadziei utracie,
Postrzega ruch nareszcie, w sypialnej komnacie        1250
Widzi otwarte okno, i lekka zasłona,
Co tam nocnym tułaczom na straż rozwieszona,
Z nieśmiałego wietrzyka płochliwie urąga,
Wypycha go z pokoju, i znowu go wciąga.
O! jaki luby ogień zbiegł rycerza żyły!        1255
A wszystkie blaski szczęścia do lic pospieszyły;