Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/24

Ta strona została przepisana.

Ale óna nie kciała do tych kawalirów wychodzić i padała tak:
— Eh! pado — a bo mi to źle? Któz ta wie, jak mi bedzie! —
Tak ten król okropnie sie ozgniwoł i pada:
— Kiej sie sama nie chces wydać, to jo cie wydom. Pódzies za dziada, kiej porzómnych kawalirów nie chces, pado.

Tak kozoł po tem kraju ozgłosić, zeby sie wszyćkie dziady schodziły do zomku, bo bedzie córke za dziada dajoł.
Nasło sie dziadów z całego kraju, okropna moć. Były tam różne przeróżne cudoki, przez nogów, przez ręców, przez głowów, ślepe, głuche, niemówiące, łyse, kudłate, siemieniate, ligawe, kaprawe.
Były pijoki, opuchloki, rozbijoki, siwe, kraciaste, cerwóne, zółte i corne. A zapowietrzyli cały zomek ze wszyćkie dworskie ludzie u tego króla zaceli kichać.