— A juści ten kogut ma racyjom, ze baba ciekawo i przychlibno, to za cóz bede umiroł! —
A tu baba rychtyk ze słomą przyleciała, juźci rozwięzuje równo na izbie, lo swego, do tego umirania.
— No godoj. —
— Hale, ba jeszcze mi trza postronka przynieś no, ale go dobrze namoc we wodzie. —
Tok óna jak cyga, po ten postronek i juści przyleciała.
— Godoj! —
Tak ón napluł w ręke, złozuł postronek we dwoje, babe za warkocz i dopiro jak nie zacnie okładać.
— To ty tako, to chces moi śmierci, a mas! a mas! —
Wyproł pieknie.
— Ko! ko, ko, tak! dobrze ci tak! — wołał kogut.
Od tego czasu ta baba tako beła dobro, co okropa: ani wirzgała, ani ze siuhajami nie naśmiwała sie ze starego, ino mu w ocy patrzała, cy zaś cego nie chce.
Bo zaś starzy ludzie, to tak swarzom:
— Jak chłop baby nie bije, to w ni wątroba gnije.