mnie kładli i kijem prali. Długie casy tagem pracowoł, ale nie downo przewruciułem sie do błota z workami mąki, bom ni móg dźwignąć. Ten mój pan okropnie mie sproł kołem z płota a potem, powiedzioł: — Trza go udusić jutro i skóre na bębny zołmirzom sprzedać, bo jus na nic. — Jutra nie cekołem, inom zaro na węder poseł.
— A to chodźmy razem, co dwie biedy, to nie jedna — powiedo pies, i śli razem.
Idom dali i spotkali kota, kaprawy beł ten kot i zagłodzuny.
Tak pies pyto:
— Gdzie to kumoterek[1] tak wędrujom?
— Na węder wędruje, moiściewy, bo mnie z chałupy wyśnali, ze jus mysy nie umiem łapać!
— No to choć z nami, co trzy biedy to nie dwie — i pośli razem. Niedaleko uśli, spotkali koguta.
— Kajze to kaj idom, pon kukuryku? — pyto pies.
— A na węder, panowie tyz pewno. —
— A ino. —
— To chodźwa razem.
I opowiedzioł im kogut, że go gospodorze chcieli zarznąć na rosół, za to ze zapioł, oni zaceli ząć pszenice, a tu dysc spod i pszenica porosła. Głupie ludzie, myśleli, że ja pieje na pogodę, a jo pioł na dysc. Nie cekający, zakiel mi gardziel przerzną, posedem na węder.
— A no to dobrzeście zrobili, bo za późno po śmierci wędrować.
— Chodźwa razem, co ćtery biedy to nie trzy — pado pies i pośli — Jak jus beli daleko, daleko weśli w taki bór straśny i długo tem borem śli.
- ↑ Kumoterek (przest.) — zdrobn. od kumoter (przyjaciel, druch)