Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/57

Ta strona została przepisana.

Zboj do sini, kogut skocył mu na łeb, i skrzydłami pierze, a dziobem po łbie śtuko i zapioł. Wypod z chałupy,

jak te zboje zobocyli, ze zmyko, tak wszystka jedeności za nim w nogi, a ten dokładek na końcu.
Całom mile lecieli, zacem tego pirsego dogonili, a na małego to musieli długo cekać, bo ni móg zdązyć.
Dopiro jak odetchneni, tak pytajom co beło.
— Przysedem (pado ten jurny) do chałupy, ale ze beło ciemno, chciałem na kuminie ognia ozdmuchać. A tu jak nie skocy na mnie ciort, ino zawołał piekielnem głosem: mój! mój — Zasypoł mi ocy pieprzem tureckim, pysk mi podrapoł. Jo chciał uciekać do drzwi, alem od tygo pieprzu oślep, tak wpodem na łózko, tam lezoł sam lucyper taki kudłaty, jak on wrzasnon, to jaze we mnie dusa zamarła! Wnogi do sini. Przy progu beł taki djabeł, co mnie za noge złapoł zębami i zawołoł łap! hap! W sini znowu jakiś antychryst skocył mi na łep i zawołoł: — Dejcie tu drugiiich! —