Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/69

Ta strona została przepisana.

i jak sie karasie na śliwce pluskauy z przeprosyniem niby jelezm onego dziedzica.
Tak dziedzic se myśli: widać ze ta baba mo caukiem ueb przekrencony, ale ze beu chuop wesouy, niby ten dziedzic — tak go to bawieuo, ze ta baba takie baje osmolone plecie, tak pada:
— Godoj wszystko, bo cie kozę zerznąć batem!
A baba pado:
— Prosem sie uaski jelemoznego dziedzica tego już nie powiem.
— Cego? godoj!
— O ty śwyni jelemozny dziedzic wiedzom.


— Juścić wiem — pada, (bo mu pore dni temu kormnom maciorę ukradli).
— Ha, no kiej tak, to już powiem: to byuo, z przeprosyniem jelemoznego dziedzica, tego samego dnia, jak niby jelemozny dziedzic śwynie jikrod, a chuopi go bez Kauusyn gonili.