Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/93

Ta strona została przepisana.

tak się wszystko w domu ze strachu pokotłowało. Pani była młoda, więc ze strachu jak złapała męża za szyję, tak nie chciała puścić przez trzy dni, tylko piszczała cieniutko, po francusku. Pan chytry był, nie bardzo się bał co prawda strachów, ale mu się sprzykrzyło to żonine piszczenie, tak powiedział:
— Dałbym 10 tysięcy rubli, żeby mi kto te strachy wypędził.
Zaczęli o tem gadać ludzie we wsi i doniosło się do parobka, tak on znowu nieznacznie tak się wygadał, że on umie strachy wypędzać. Zaraz hala do dworu i opowiedzieli panu — on się ciąglę pytał co, jak, bo nie mógł zrozumieć, przez ten żonin pisk. Dopiero jak zmiarkował powiada:
— Niech przyjdzie ten, co wypędza strachy, tak jak powiedziałem, tak dam.
Więc parobek przyszedł do pana, pan się pyta:
— Umiesz podobno wypędzać strachy?
— Umiem panie.
— Napewno aby?
— Całkiem na pewno.
— No, to rób swoje, a ja ci dam 10 tysięcy rubli,
Tak parobek poszedł na strych i znalazł djabła za kominem i mówi do niego:
— Chodź już, dosyć strachów, ten szlachcic daje 10 tysięcy rubli, bo mu już tego pana żal było, że ta jego żona tak go trzymała za szyję i w samo ucho piszczała ciągle. Więc ostro do djabła powiada:
— Ja z gęby cholewy dla ciebie kondlu robił nie będę, wynoś się stąd!
Djabeł jeszcze gorszy harmider wyrabia i powiada: