Strona:PL Antoni Sobański - Cywil w Berlinie.pdf/24

Ta strona została uwierzytelniona.

nastąpiła, — wywołuje szeroki uśmiech ulgi, prawie że wdzięczności za tę sprawiedliwą ocenę sytuacji.
Po przyjeździe, do późnego wieczora staram się nawiązać kontakt ze znajomymi. Rezultaty są dość nikłe: nikogo niema w domu. Ciągle myślę z obawą: a nuż nie będą chcieli mnie znać? Strach i patrjotyzm często już zwyciężały nawet najlojalniejszą przyjaźń. Szczęśliwy jestem, że mogę tu stwierdzić, że pobyt mój w Berlinie nie usprawiedliwił tych przykrych przypuszczeń. Doznałem od wszystkich przyjaciół i znajomych bez względu na ich orjentację partyjną lub przynależność rasową, równie serdecznego i gościnnego przyjęcia, jak za „wyuzdanych“ czasów weimarskich; jak gdyby słowa „międzynarodowy“ nie wykreślono z hitlerowskiego słownika; jak gdyby duch Goethego, przeciwko któremu generał Ludendorff ma tak wiele osobistych zarzutów i którego obecny „kurs“ uważa za podejrzanego kosmopolitę, promieniował jeszcze szlachetnie nawet w 101 roku swej nieśmiertelności. To prawda, że dn. 10 maja palono książki, ale