Strona:PL Antoni Sobański - Cywil w Berlinie.pdf/90

Ta strona została uwierzytelniona.

jest być w Berlinie czas dłuższy, mieć stosunki i znajomych i przysięgać w zupełnie dobrej wierze, że terroru niema. Chyba, że szczęśliwy traf (o ty, przewrotne szczęście dziennikarskie) otworzy nagle człowiekowi oczy na zakulisową rzeczywistość.
Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy w drzwiach restauracji, gdzieśmy byli umówieni, po godzinnem oczekiwaniu ujrzałem czerwoną, zmieszaną, choć energiczną twarz mojego przyjaciela, pół-niemca, pół-amerykanina — Billa. Czem jest naprawdę, w duszy, nie wiem. Paszport ma amerykański, mieszka stale w Paryżu. Przeprasza, że się spóźnił, i opowiada, że całą noc nie kładł się spać i że ledwo żyje. Cóż się takiego stało? Poprzedniego dnia popołudniu dostaje telefon od Angielki, bony dziecka jego kuzynki, wzywający go natychmiast w bardzo ważnej sprawie. Kuzynka ta, także Amerykanka, jest żoną architekta — Berlińczyka, o sympatjach, o ile wiadomo, lewicowych. Bill wskakuje do taksówki, jedzie i dowiaduje się od zrozpaczonej bony, że pana zaaresztowano o północy, trzy dni temu; że, gdy