tomów ksiąg buchalteryjnych, a tego uczynić nie mogę. Jestem już przy ósmym, praca więc posuwa się naprzód.
Dnia 13 stycznia. A jednak uczyniłbym może lepiej, gdybym był usunął zwierciadło z pokoju. Nocy ubiegłej miałem z nim zdarzenie nadzwyczajne.
Była, jak przypuszczam, godzina pierwsza po północy, gdy, zamykając księgi, aby powlec się do łóżka, ujrzałem znów postać niewieścią w zwierciadle. Stan zamglenia szkła musiał przejść niepostrzeżenie, bo oto widniała przede mną w całej swej piękności, cierpieniu i niedoli, tak wyraźnie zarysowana, jakgdybym mógł dotknąć jej palcami. Postać nie wielka, ale tak dobitna, że najmniejszy rys, najdrobniejszy szczegół ubrania wyrył się w pamięci mojej. Znajduje się ona u samego krańca lewej strony zwierciadła. U nóg jej czołga się niewyraźnie postać jakaś — o ile mogę rozróżnić w mrokę, jest to postać mężczyzny — za niemi zaś rozpościera się chmura w której majaczeją jeszcze inne postacie i to postacie ruchome. Nie patrzę więc na zwykły obraz, lecz na jakieś zajście życiowe, na zdarzenie rzeczywiste. Ona kurczy się i wzdryga. Mężczyzna, stojący obok niej, pochyla się ku dołowi. Inne, niewyraźne postacie ruszają się i gestykulują gwałtownie. Cały mój strach zamienił się w ciekawość. Do rozpaczy poprostu doprowadza mnie to, że widzę tyle, a nie mogę widzieć więcej.
Strona:PL Artur Conan-Doyle - Srebrne zwierciadło.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.