Poprostu rękę ludzką, ściśniętą i skręconą z bolu, trzymającą się konwulsyjnie fałd sukni. Reszta postaci, czołgającej się po ziemi, tworzy tylko zarys niewyraźny. Ta tylko jej ręka wyprężona jaśnieje na tle czarnem, pozwalając domyśleć się przez chwyt rozpaczliwy, że rozgrywa się tam tragedya straszna. Człowiek ten musi być przerażony, okropnie przerażony. Widzę to wyraźnie. Co przeraziło go tak bardzo? Dlaczego uchwycił się sukni owej kobiety? Odpowiedzieć na to mogłyby chyba postacie, poruszające się tam, w głębi obrazu. Snadź stanowią niebezpieczeństwo tak dla niej, jak i dla niego. Ogarnęło mnie zaciekawienie. Zapomniałem zupełnie o nerwach i wpatrywałem się, wpatrywałem w obraz, jak w scenę teatralną. Mgła atoli rzedła coraz bardziej, i zwierciadło stało się znów czyste.
Dnia 14 stycznia. Lekarz rozkazał mi dzień odpoczynku. Mogę pozwolić sobie na to, gdyż praca moja posunęła się już dobrze naprzód. Z godzinę spędziłem przed zwierciadłem, ale bez żadnego wyniku. Następnie obejrzałem uważnie ramę przy dobrem świetle i dojrzałem na niej oprócz tajemniczego napisu „Sanc X. Pal.“ jeszcze kilka głosek czy też znaków heraldycznych, słabo widocznych na srebrze. Muszą być bardzo stare, gdyż zatarły się już niemal zupełnie. Zdaniem mojem, są to trzy ostrza strzał: dwa u góry, jedno u dołu.
Strona:PL Artur Conan-Doyle - Srebrne zwierciadło.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.