Strona:PL Artur Oppman - Cztery komedyjki.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.
Kupiec (chce uciekać).
Co za potwór! Boże! (ucieka).
Potwór.
Stój! (kupiec zatrzymuje się). Musisz umrzeć! jam ten kwiat pielęgnował wiele lat, podlewałem łzami memi, nim tak ślicznie wyrósł z ziemi. Zginiesz!
Kupiec.
Panie! przebacz mi! wędrowałem długie dni, i dziś prędkim statku lotem już do domu mknę z powrotem. Moja córka, Zosia miła, o ten kwiatek mnie prosiła; przebacz, panie! litość miej!
Potwór (łagodnie).
Córka twoja? A więc żyj! lecz pamiętaj, gdy powrócisz, kto najpierwszy spotka cię, choć twe serce tem zasmucisz, jednak tego oddasz mnie.
Kupiec.
O! z ochotą! dzięki, panie!
Potwór.
Rzekłeś! niechże tak się stanie.



AKT  II-gi.

PODWÓRZE PRZED DOMEM KUPCA.

Kupiec, nieco później Zosia.
Kupiec.
Wróciłem wreszcie już do domu; pewno czekają córki mnie.
Zosia (wbiega).
O, mój tatusiu, tato drogi! o, witam ciebie, witam cię (ściska i całuje ojca).
Kupiec.
Ach! nieszczęście, bodaj grom w moją wprzód uderzył głowę, bodaj spalił cały dom! o prze-