Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/045

Ta strona została uwierzytelniona.

FACJATKA.

W małem okienku naprzeciwko,
Gdziem latał myślą szparką,
Siadała rankiem „panna z grzywką“:
Jest szwaczką lub modniarką.

Z błękitnych źrenic tryskał spryt,
Z różanych warg ponęta...
Ach, i do dziś mi żal i wstyd,
Żem był jak dusza święta.


Do dziś są facjatki, ugarnirowane lakami i fuksjami, i do dziś siadują w nich panienki z grzywką, tylko że inne to są już panienki, nie te dawne, ze wspomnień młodzieńczych bardzo teraz poszpakowaciałych poetów i z prześlicznych wierszy Asnyka, Ordona, Mirona i Włodzimierza Wolskiego. Facjatka z tamtych czasów miała swój specjalny romantyczny wdzięk. Maleńka była, lecz schludna, ozdobiona kwiatami i muślinowemi firankami, rozbrzmiewająca beztroskim śpiewem lekkomyślnej, ale dobrej, poczciwej dziewczyny. Nierzadko też na takiej facjatce mignął przez zasłony przejrzyste cień studenta, akademika, jak to się wtedy mówiło,