WIOSNA W ZAUŁKU.
Czy to złuda, czy to czary
Snem poezji życie wieńczą?
Świat niedawno taki szary
Buchnął wonią, błysnął tęczą.
Zda się, dźwięczy pieśń radosna
I polata jak jaskółka...
A to tylko przyszła wiosna —
I stworzyła cud z zaułka.
Pierwsze promienie wiosennego słońca strzeliły w zaułek staromiejski. Wąska uliczka, brudna i ciemna, zmęczona czterech wieków ciężarem, upaja się pieszczotliwem muśnięciem dziewiczych powiewów z za mórz, z za gór. Fasady ruder nabrały barw i blasków, nędzne podwórka wyzłociły się jaskrawie, w kałuży wiosennego deszczu migotliwie odbija się — niebo. Na pięterku ktoś odchylił okienko. Po dawnemu kwitną w niem fuksje i laki. Biała twarzyczka, która wygląda z okienka, podnosi oczy nad dachy koślawe, patyną pleśni pokryte, i patrzy w błękit lazurem uśmiechniętych źrenic.