Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

Niegdyś stamtąd w taki ranek,
Chcąc uwiecznić jego opis,
Słał wejrzenie muz kochanek,
Melancholik i rymopis.

Duch się zrywa orlim lotem,
Nad Warszawą ptakiem goni...
Jakże pięknie śpiewał o tem
Gomulicki w „Na Kanonji“.


Gomulicki i Kostrzewski umieli najcharakterystyczniej odtwarzać ten odrębny, zamknięty w sobie świat. Obywatel starej daty, idący o świcie w kapocie i rogatywce, z ogromną księgą pod pachą, na nabożeństwo do Fary, — szwaczka, biegnąca z piosenką na ustach do pracy całodziennej, marząc o wieczornej schadzce, — szewc kuternoga, co to „do pułapu wyciąga dratwę, a głos do Boga“, — łobuzy staromiejskie, przekupki pyskate — wszyscy oni ożyli w ten wiosenny poranek i zaludniają znowu podwórza i ulice, sutereny i facjatki.

Przy straganie z nowaljami
Wre zacięta jakaś sprzeczka,
Strzela słowy, jak racami,
Filuterna mężateczka.

Wreszcie targu już dobiły,
I paniusia mknie radosna:
Niech się dowie mężuś miły,
Że to wiosna, że to wiosna!