Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/087

Ta strona została uwierzytelniona.

ZAPALAJĄ LATARNIE.

Zapalają latarnie...
Mrze dzień,
Blednie zachód czerwony i złoty,
Niewidzialnie pełznie w miasto cień
Z przedwieczornej nokturnem tęsknoty.

Cichnie gwarna ulica, czar snów
Tęczę marzeń wyskrzydla motylą...
Czegoś brak ci... czy uczuć, czy słów...
Zapalają latarnie...
Stój, chwilo!..


Huczne miasto zamarło na moment. W najruchliwszych nawet punktach stolicy jakby siła jakaś, tajemnicza a niezmożona, położyła władczą dłoń na pulsie życia: kazała — i puls słabnie, gaśnie, ucicha...
Krótko to trwać będzie: tyle, ile przelot ptaka w błękicie, ile zamierające echo dzwonu na „Anioł Pański“, ile melancholijna zaduma, która przyszła niewiadomo skąd — i niewiadomo gdzie odleci.