Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

Dzwonek. Skrzypnęły drzwi: klientka. Nastrój staje się uroczysty; wielka chwila: przymiarka.
Niema chyba na świecie kobiety, dla której przymierzanie sukni nie jest aktem nadzwyczajnej wagi, czemś nieomal mistycznem, wkraczającem w dziedzinę, o której nie mają najmniejszego pojęcia nietylko tak pospolici mężczyźni, jak mężowie, ale nawet ci z nich, traktowani — chwilowo zresztą — jako kwintesencja rozumu, taktu i subtelności.
Ale dla panien z magazynu przymiarka to tortura.

— Przypiąć i zapiąć, przedłużyć, skrócić,
Zwęzić, rozszerzyć, zmienić...
Ani się schmurzyć, ani się kłócić...
Pan hrabia ma się żenić.

Na ślub wystawny pana hrabiego
Ma strój być jak z Paryża...
— A to tu poco? a to dlaczego?
I awantura „świża“.


Singerowskie maszyny terkoczą, materje szeleszczą i furczą, ręce z igłami migają, na rozmowę niema czasu: odkłada się wszystko do wieczora.
A oto i wieczór. Najpiękniejszy dla modniarek moment dnia; nie dlatego, że to wypoczynek, o, nie! lecz dlatego, że wtedy — na godzinkę — panna z magazynu może być — sobą.
Wybiegły. Przedewszystkiem spojrzały naprzeciwko, na drugą stronę ulicy. Tam, nibyto spa-