wych, jak: wydobywanie wyżej wzmiankowanych zaliczek i zastawianie w lombardzie.
— Znów chory! Posłaniec! Kto wam ten list oddawał?
— Sam pan, panie redaktorze! Naprawdę chory. Ledwo gada, a taki żółty, jak cytryna.
I nawet nie łgał poczciwy posłańczyna, bo istotnie autor listu i obiecywacz arcydzieł w srogim katzenjamerze „ledwo gadał“ i wyglądał jak po kwartalnej żółtaczce.
W lombardzie bywało nieco trudniej i trochę gorzej, ale i tu wierny pośrednik umiał sobie dać radę i przynosił za jakiś tam łachman zrudziały pewne quantum, z którego ściągał zresztą zaraz należny sobie haracz.
Klin się klinem wybija — „tym względem“
Wnet posłaniec smyrga naprzeciwko
I przynosi „dla chorego“ pędem:
Flachę sznapsa, przekąski i piwko.
A gdy z czupryn i z fajek się dymi,
Wierszokleta na posłańca mruga —
I posłaniec siada razem z nimi,
Bo to jego ta funda zasługa.
Znaczną rolę odgrywali posłańcy przy kasach teatralnych w godzinach nabywania biletów, zwłaszcza na występy jakiej znakomitości zagranicznej, albo którego czy której z najulubieńszych aktorów i aktorek warszawskich.