Typ dorożkarza ustalił się oddawna. Był to sobie jowjalny, dobroduszny jegomość, niegłupi, owszem rozgarnięty, zawsze gotów do pogawędki, znający doskonale wybitniejsze osobistości Warszawy i wszystkie miejsca zabaw od najwykwintniejszych aż do zupełnie wulgarnych, jak naprzykład słynne sale taneczne: „Pod trzema murzynami“, „Pod trzema koronami“ i „Srebrna sala“.
Pan Wicenty „pęknął“ z bata,
W dziesięć minut celu dotrze.
Ma w deróżce „parzygnata“,
Kominiarza i dwie „młodsze“.
Z wielkim szykiem zajechali,
Koń się pasie wyprzęgnięty —
I na sławnej „Srebrnej sali“
Hasa z gośćmi pan Wicenty.
Główne stacje dorożek mieściły się przy dworcach kolejowych, na placu Bankowym, nieporównanie bardziej, aniżeli dzisiaj, ożywionym, obok dawnej Komisji Przychodów i Skarbu i najelegantsze na placu Teatralnym, wprost dawnej redakcji „Kurjera Warszawskiego“ i popularnego „Stępka“.
Modą było podówczas wśród najbogatszych mieszkańców Warszawy jeździć nie własnym powozem, lecz dorożką. Miał swoją dorożkę ordynat Zamoyski, miał znakomity finansista Leopold Kro-