Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

łu nie mógł się podówczas obejść żaden bal warszawski.
Chorzy stanowili jednak znikomą zaledwie cząstkę publiczności; większość składała się z pensjonarek i sztubaków, którzy przed pójściem do gimnazjum czy na pensję chcieli posłuchać doborowej istotnie muzyki, popatrzeć sobie w oczy i płonąć pierwszemi rumieńcami budzących się młodocianych uczuć.

A kiedy zapadł wiosenny zmierzch,
Wonny, perlisty rosą,
Zda się, nad starych kasztanów wierzch
Dawne się lata niosą.

Dam rokokowych rozbrzmiewa śmiech
Na złotym piasku alej
I brzmi kaskada dalekich ech:
„Kochaj mnie, pieść i szalej!“