tworzyć osobne kółko, w którem czytywali sobie półgłosem najnowsze swoje utwory.
W tej izbie szły najgęściej wielkie szklanki herbaty, a do każdej szklanicy dołączano małą flaszeczkę araku. Drogi to był luksus, bo taka porcja kosztowała całą złotówkę.
Z gęstych się czupryn arak kurzy, —
Niech młodzi piją zdrowi!
Bo znana rzecz: kto sztuce służy,
Służy i Bachusowi.
Trudno, gdy wzburza trunek chwacki,
Milczeć, jak bożek chiński:
Tu buchnie: Asnyk! tam: Słowacki!
A ówdzie: Podkowiński!!
W izbie drugiej paradował potężny bufet, na którym dominujące miejsce zajmował półmisek z pieczonym prosiakiem. Ponieważ owego prosiaka widziałem zawsze w całości bez szkody na ciele, myślę, że musiał on trwać od początku istnienia zakładu aż do jego zaszczytnego końca.
Natomiast produktem, który znikał „masowo“ z bufetu, były ogromne bułki, tak zwane „parki“, posmarowane czemś, co — nie w smaku, lecz z wyglądu — przypominało masło i obłożone było serem litewskim lub plasterkami szynki „w pęcherzu“. Z tego pokoju, który miał widok na niewielki ogródek i na Marjensztadt, a bokiem na Zjazd pod