Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

dzie, przepływały przed siedzącą na specjalnych estradach i zgromadzoną na brzegu publicznością; na falach unosiły się wianki, częstokroć ozdobione płonącemi świeczkami, orkiestry grały na statkach, nad tem wszystkiem unosił się skrzydlaty wspomnieniem duch przeszłości.
Moskale nie lubili „Wianków“, jak zresztą nie lubili wszystkiego, co Warszawie przypominało dawne, swobodne lata. To też trudno było uzyskać pozwolenie na urządzanie tych oryginalnych widowisk i pierwszy prezes Tow. Wioślarskiego, energiczny i rzutki Ludwik hr. Krasiński, sporo miał co rok ambarasu i trudu, zanim placet władz policyjnych otrzymał.

Wzrok się barwą karmi,
Grzmią okrzykiem brzegi...
Kręcą się żandarmi
I czyhają szpiegi.

Odsuwa się lotem
Czas ów z męką krwawą
I nie wiesz dziś o tem,
Szczęśliwa Warszawo!


Amfiteatralnie wzniesione Stare Miasto z domków swych pradawnych, jak z jaskółczych gniazd, przypatrywało się „Wiankom". Z okienek staromiejskich patrzyły panienki, rozglądały się leciwe panie, przygasłemi oczami sięgały wdal srebrzyste matrony. Cieszyli się młodzi, ale bardziej jeszcze