Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

Stało się bowiem, iż przed paroma dniami zaniosłem osobiście i wrzuciłem do skrzynki redakcyjnej, przeżegnawszy się uprzednio trzy razy, manuskrypt, zawierający kilka poezyj, napisanych i przepisanych ukradkiem, w głębokiej tajemnicy nietylko przed rodziną i kolegami, ale nawet przed pewną szafirooką panienką.
Wieczór był chmurny i dżdżysty, zadania algebraiczne (znienawidzone gruntownie) czekały, ale któż oprze się takiemu wezwaniu, notabene, w skromności nieletniego poety najzupełniej nieoczekiwanemu.
Pobiegłem na plac Teatralny.
W domu, w którym mieściła się sławna restauracja Stępkowskiego, rezydował od lat dawnych w niepokaźnej lewej oficynie popularny „Kurjerek“.
Po wąskich schodach, zatrzymując się co chwila, wszedłem na pierwsze piętro i, stanąwszy przed drzwiami, wejść nie miałem odwagi.
Wtem usłyszałem za sobą czyjeś kroki. To zdecydowało. Szarpnąłem klamką i nawpół przytomny wszedłem.
Redakcja!
W pierwszym pokoju, przy stoliku pod oknem, siedział i pisał jakiś bardzo piękny pan, który nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi, pomimo iż złożyłem mu wysoce niezgrabny, ale zato niesłychanie czołobitny ukłon.
Natomiast z pokoju drugiego, w kłębach tytuniowego dymu, wyjrzała jakaś tłusta, jowjalna