— „Wolałbym pragnienie czuć nieustanne,
Niż dzień zaś nie patrzeć na waszmość pannę!
Wolałbym pchły pasać, skoczne insekty —
Niż widzieć w pogardzie moje afekty!...“
Ów praktyk w amorach tak to jej prawi,
A wtem się z sąsiedztwa szlachcic pojawi,
Za pierwszym jest drugi, za drugim trzeci,
Z żonami, z dziewkami, ba! z kupą dzieci!
Witają, kłaniają: — „Czołem!“ — „A, czołem!“
Gospodarz powiada: — „Siądźmy za stołem:
Rywuły i seku dobędę z loszku!
Panowie, a bracia! Łykniem po troszku!...“
Wiadomo: Wesołość z trunku się lęże!...
Od gładkich niewiastek odeszli męże;
Te gwarzą, ci piją, puhar w kurs chodzi,
A rej zaś za stołem pan Maciej wodzi.
Zebrało się szlachty chyba z pół kopy:
Pękate, brzuchate, poważne chłopy,
A między starszymi dwa chłystki owe,
Dla wdzięcznej Korduli tracący głowę.