Zbyt cudną Kordulę napadły mdłości!
Z okrutnym lamentem wzywa waszmości:
„Niechaj go — powiada — raz ujrzę jeszcze,
Nim śmierć mnie pochwyci w niezłomne kleszcze.“
Porwie się ów rycerz na równe nogi,
— „O, losie! — zawoła. — O losie srogi!...“
Gna cwałem do dworu, na nic nie bacząc,
I wpada do komnat, wrzeszcząc i płacząc.
Niewiasty i męże stracili głowę
Zoczywszy znienacka monstrum takowe —
I błoto, i sadze z gęby mu płyną,
A całe odzienie: koszula ino!...
Ze strachem i piskiem zmykają dziewki,
Porwie się do korda gospodarz krewki...
A tamten, jak waryat po izbie hula:
— „Kordulę mi dajcie! Gdzie jest Kordula?“
O, hańbo! O, zgrozo! O, nieprawości!
Kordula naprawdę dostała mdłości,
A Maciej wciąż ryczy, czulej a czulej
— „Kordulo! Kordulo! Ja chcę Korduli!...“