Strona:PL Artur Oppman - Pieśń o Rynku i Zaułkach.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

RYNEK O ŚWICIE


Szarość Starego Miasta wyświetla się zwolna,
Obłoki w nią poranne sączą płynne srebro,
Od wybrzeża tchnie rzeźwość wiślana i polna:
Świt zaczął swe misterium ze zwykłą celebrą.

Niebo w coraz odmienny rozbarwia się kolor,
W błękitność i w różowość wsiąka dom po domie,
Blade złoto klejnotów nadaje im polor,
Feeryczną na murach tworząc polichromię.

Skrzypnęły w starym dachu sąsiednie okienka:
W lakach, fuksjach, primulkach ogrody hesperyd, —
W jednem splata warkocze w negliżu panienka,
W drugiem — fajkę zapala jowialny emeryt.

W zespół barw pastelowych, co Rynek nasyca,
Od wschodu się niebiosów ton gorętszy wtrąca, —
Aż na buzię dziewczynki i dziadygi lica
Spadła strzała płomienna wschodzącego słońca.