Strona:PL Artur Oppman - Pieśń o Rynku i Zaułkach.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy cichego zaułka każde załamanie
Malują fantastycznie księżycowe smugi,
Na średniowiecznych murów osrebrzonej ścianie,
Obok mojego cienia spostrzegam cień drugi.

Językiem dawno zmarłych gada głaz za głazem,
Skrywane tajemnice zwierzając wzajemnie, —
I tak w pustych ulicach wędrujemy razem
I rozumiem, że tamten chce, by przeszedł we mnie.

Niekiedy, w jasnowidztwa minutę najrzadszą,
Zjawia mi się, wezwany, ten, którego żądam,
A przechodzący ludzie ze zdziwieniem patrzą,
Kogo słucham, na kogo tak chciwie spoglądam.

Ja go znam z nocy natchnień, która grób porusza
I zetlałą garść prochu robi życia zdrojem,
Gdy mi mówi o sobie jakaś wielka dusza,
Przywołana na ziemię uwielbieniem mojem.

Tak mi się w cud zamienia czujny obowiązek,
W którym z żywych kamieni krzesać iskry muszę
I gdyby nie ten bratni z zaświatami związek,
Tobym spalił swe serce i odskrzydlił duszę.

Dlategom przeciw ziemi w nieustannym buncie
I szamotam się z życiem, jak ptak za kratami,
Pozornie tylko żyję pośród was, a w gruncie
Od duchów do was mówię, i jestem z duchami.