Zmurszały gmach Ojczyzny wstrząsł się jak od gromu:
Idą za echem Francji mężowie szlachetni:
Na rogu Nowomiejskiej od Dekerta domu
Czarna zdąża Procesja na Sejm czteroletni[1]
I oglądam Warszawę w innym znów kolorze,
Jakbym z krwi i z płomieni włożył żrące szkiełka:
Ostatnie, z bierwion smolnych, czarownicy łoże
I ryk zgrai ohydnej na placu Piekiełka.
Jakby sprośnych szatanów zabrzmiał śmiech szyderski,
Słychać rechot plugawy i nierządne śpiewki:
To gzi się w Międzymurzu, w uliczce Rycerskiej,
Zamtuz kata: za lubość wyświecone dziewki.
Igrzyska Czarnej Śmierci widzę dobę gniewną:
Zesłaną przez Turczyna zemstę na Polakach,
Powietrznego burmistrza, imcipana Drewno,
I trupy z pustych domów ściągane na hakach.
Nito w locie bumerang, wracam do początku,
Do Poczty, którą niegdyś stworzył Montelupi,
I w obronnych się murów zakochuję szczątku,
Co z bezmyślną ludnością czas bezczelny łupi.
Tak to mi się na jawie marzenie odtwarza
I ciemnemi nocami nieraz na mnie woła,
Bym w to wszystko, co mi się śni i wyobraża,
Przyszedł spojrzeć raz jeszcze od Krzywego Koła.
- ↑ Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.