Byśmy szli razem, siejąc w ziemię czarną,
Ziarno miłości i nadziei ziarno,
Dla tych, co cierpią, dla tych, co się trwożą —
I oto ludzie zepsuli myśl bożą...
Miałaś być dla mnie — tak mi wspólna duchem, —
Miałaś być dla mnie aniołem i druhem,
W chwile żywota chmurne, smętne, głuche,
Z ciebiem miał czerpać siłę i otuchę —
Bo mękę życia i życia zawiłość
Rozjaśnia miłość... takich, jak ty, miłość!...
Los czar ten uniósł, jak wiatr różę polną...
Nawet mi mówić z tobą dziś nie wolno,
Nawet nie wolno patrzeć mi na ciebie
I łkać nie wolno na mych snów pogrzebie, —
Na każdym kroku — widowiska chciwe —
Śledzą mnie oczy... zimne a złośliwe...
O! patrzą na mnie!... Widzowie ciekawi!...
Jakie to śmieszne, gdy się serce krwawi!
Jakie to śmieszne, gdy w życia rozkwicie
Trzeba już przekląć — ludzi nie — lecz życie!
O, tak! od farsy śmieszniejsze daleko!...
Ja sambym śmiał się — tylko... łzy mi cieką...
Bo powiedz sama... cóż mi warte życie,
Gdy moja gwiazda zgasła na błękicie!
Gdy wiem, że dni me będą coraz krwawsze!
Żeś ty stracona dla mnie — i na zawsze!
Gdy w świat mam lecieć, jak ten ptak przelotny,
Taki samotny..... samotny... samotny!.
Strona:PL Artur Oppman - Pieśni.djvu/037
Ta strona została uwierzytelniona.