Kiedy się śmieję w bezmyślnem gronie,
Niepomny bólu, co serce toczy,
Takie bezdenne, jak morskie tonie,
Utkwione w siebie spostrzegam oczy.
W czary tych źrenic wierzę niezłomnie,
Rzewny ich smutek hardość mą skrusza, —
Z tych oczu serce przemawia do mnie,
Z tych oczu do mnie przemawia dusza.
Dla mnie jak zgłoski są ich promienie,
Niedostrzegalne błyski ich chwytam,
Czytam w tych oczach smutne zdziwienie,
Płynący z serca wyrzut w nich czytam.
Za śmiech mój pusty, co dźwięczy kłamnie,
Palą mnie wstydu żarzące głownie, —
Bo te źrenice patrzą się na mnie
Tak jakoś tęsknie, a tak wymownie.
Pod ich wejrzeniem rumieńcem płonę,
Kłamany śmiech mój zda mi się grzechem —
„I ty się śmiejesz? — mówią mi one —
Śmiejesz się pustym, bezmyślnym śmiechem?