Przy chwiejnem światełku łojówki
On nieraz przesiedzi noc całą,
Z arcydzieł wielkiego Szekspira
Kreacyę studyując wspaniałą.
Dratewka po mendlu kufelków
To mruknie, to chrapnie od ucha...
A Makbet spostrzega cień Banka,
A Hamlet szyderstwem wybucha.
Jak czarem, kolejno się zmienia
Podstrysze łaciarza prostacze:
Park... cisza... szept tęskny Romea...
Pustkowie... pioruny... Lir płacze...
Szewc-aktor z orszakiem widziadeł
Odprawia nadziemskie wędrówki...
Wiatr z jękiem uderza w okienko,
Migoce światełko łojówki...
Gdy w brudnej izdebce pod strychem
Rozgoszczą się mroki wieczora,
Dratewka, utracyusz i birbant,
Do knajpki wyciąga aktora.
Po trzecim kufelku bawara,
Po „gorzkiej,“ „miętowej“ i „czystej,“
Twarzyczka wędrownej Ofelii
Połyska przed okiem artysty.