Strona:PL Artur Oppman - Pieśni.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

A kapryśnica buzię zasłania,
Jak senne dziecię oczęta mruży,
Podobna w złotych blaskach świtania
Do barwnej róży.

Zalotne słonko pieści jej usta,
Bierze ją całą w uścisk miłosny,
A ona srebrnie śmieje się, pusta,
Żem niezazdrosny.

I przez paluszki patrząc liliowe,
Błękitnooka moja dzieweczka
Do pocałunku swe koralowe
Chyli usteczka.



III.

A gdy nadejdzie szara godzina,
Niewysłowioną tchnąca tęsknotą,
Na mojej piersi składa dziewczyna
Swą główkę złotą.

Główkę na piersi składa mi ona,
Szyję otacza rączka jej drżąca,
Tuli się do mnie taka spłoniona,
Taka mdlejąca.

Kędyś tłum chmurny za szczęściem goni,
Kędyś tłum chmurny wre i szaleje —
Nam dobra gwiazda na niebios toni
Wiernie jaśnieje.

Gdzie z długich marzeń nikt nas nie budzi,
Gdzie wielkomiejski gwar nie dolata,
Snimy we dwoje z dala od ludzi,
Z dala od świata...