Strona:PL Artur Oppman - Pieśni.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.
I.

Swiat się wyłonił z otchłani chaosu
W młodzieńczej krasie, w prostocie dziewiczej —
Zaczął się pierwszy rozdział tajemniczy
Nieskończonego do dzisiaj eposu.
Godową pieśnią zaszumiały bory,
Przezrocze fale głośne wiodły spory,
Słońce blask lało ze złotej amfory.

Człowieka dłońmi przygniotła krzepkiemi
Natura silna i nieokiełznana,
Przeto w niej uznał potężnego pana
I cześć oddawał przyrodzie i ziemi.
Trwożny jak dziecię, bezbronny jak dziecię,
Zdziwionym wzrokiem rozglądał się w świecie
I wiądł, jak słońcem przepalone kwiecie.

Ale się skryte ocknęły w nim moce
I utajone instynkta drapieżne —
I był jak zwierzę krwiożercze, lubieżne,
Co w krępujących pętach się szamoce.
Jak hyena podły, jak tygrys okrutny,
Wśród wiecznej walki żywot wiódł pokutny,
Jak noc bezgwiezdna był posępny, smutny.

I raz, gdy księżyc przepływał błękitem,
Człowiecze piersi wzniosło głośne łkanie
I, w swego życia spojrzawszy otchłanie,