Piekłem swych źrenic spopielasz mi duszę,
Ust pocałunkiem mówisz mi o niebie...
Chcę nienawidzieć, a kochać cię muszę,
Pragnąc przeklinać — modlę się do ciebie.
Z twej winy wszystkie przechodzę katusze,
Z twej winy ginę w rozpaczy erebie —
Chcę nienawidzieć, a kochać cię muszę,
Pragnąc przeklinać — modlę się do ciebie...
Z twych oczu do mnie idzie prąd tajemny,
Co krew przemienia w lawę roztopioną,
Myśl moją strąca w chaos szaleństw ciemny
I paszczą żądzy wyżera mi łono.
Wiem, żem jest wtedy lichy i nikczemny,
Że rozpasaniem zmysły moje płoną,
Gdy mnie twych oczu wzburzy prąd tajemny,
Co krew przemienia w lawę roztopioną.
Tyś obniżyła górne moje loty,
Ty mnie zatruwasz swoich żądz oddechem —
Jednak cię żegnam cichą łzą tęsknoty,
Jednak serdecznym witam cię uśmiechem.
I pragnę, pragnę dzikiej twej pieszczoty,
Twych słów namiętnych chcę się poić echem,
Choć obniżyłaś górne moje loty,
Choć mnie zatruwasz swoich żądz oddechem.