Z drgawką sprośną bezwstydnego łona,
Mętne oczy otwiera — zgubiona.
Nocnych orgij splugawiona szałem
O dzieciństwie zamarzyła białem,
I łzy żrące, straszne, jak konanie,
Na bezczelne toczą się posłanie.
W śnieżny ranek dzwoni, jak skowronek,
Rozśpiewany katedralny dzwonek.
Siwy staruch w samotniczej celi
Do apelu zwleka się z pościeli,
Wpuszcza z sieni kochliwego burka,
Pogwizdując dawnego mazurka,
A nim wyjdzie, podparty obuszkiem,
Salutuje Cesarza nad łóżkiem.
W śnieżny ranek dzwoni, jak skowronek,
Rozśpiewany katedralny dzwonek.
Choć noc przeszła od złudzeń srebrzysta,
W zachwyceniu trwa jeszcze lutnista:
Za postacią, ginącą w obłoku,
Kazał lecieć i sercu i oku,
Ach — i poczuł w losowej otchłani,
Że żyć — śpiewać — i konać ma — dla Niéj!..
W śnieżny ranek dzwoni, jak skowronek,
Rozśpiewany katedralny dzwonek...