Wnet oczy i serce saksońskie
Warszawska znęciła niewiasta:
Posażną Gilównę szewczankę
Pan Johan z Starego wziął Miasta.
Dozgonne z nim zawrzeć aljanse
Mieszczańskie wzdragało się dziecię,
Aż Gil rzekł: „Człek dobry, choć Niemiec!
Ty głupia! spolaczysz go przecie!”
Wesele, jak Pan Bóg przykazał,
Pan Johan miał huczne, aż miło,
I tylko z nadmiaru czułości
Dwóch szewców mu ślepie podbiło.
Jak bela się urżnął pan młody,
Do butel szturmując fortecy;
Nie piły tak gidy cesarskie,
Jak piją warszawskie szewiecy!
„Mój Johan!” — rzekł mądrze Gil stary,
Gdy córkę mu dawał w zamęście,
„Z trzech rzeczy znan polski mieszczanin,
Ma serce! — ma gardło! — ma pięście!”
Pan Johan z Warszawą się zbratał,
Na karku żołnierską miał głowę,
Więc z żoną w swą pierwszą latorośl
Maksymy zaszczepiał Gilowe.