Strona:PL Artur Oppman - Poezje tom I Stare Miasto.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

Tutaj to właśnie osiadł pan Gerwazy Mruczek,
Który nigdy nie lubił nowomodnych sztuczek;
Ma on wzgardę dla lichot budowy tandetnéj,
Co to niby front piękny, okazały, świetny,
A wewnątrz — Panie Boże, zmiłuj się nad nami! —
Ni tu żyć, ni umierać, jakby za kratami;
Bo to ani widoku, ni powietrza krzynki, —
Ot, jakbyś wlazł za żywa do trumiennej skrzynki.

Pan Mruczek ma sześćdziesiąt z górą lat — i syna.
Rodu Mruczków to dzisiaj latorośl jedyna,
Godna pnia ojczystego gałąź młodociana, —
A ów ród miał kaprala cesarskiego, Jana,
Co Europę całą zeszedł z Napoljonem;
Miał sierżanta, Wawrzyńca, który mężnym zgonem
Poległ pod Ostrołęką; słowem, dość nauczek
Z życia przodków, by piękny miał wzór Józio Mruczek.

Jakoż Józik ślusarczyk wyrastał tak pięknie
I tak razem poczciwie, że aż serce mięknie,
Zwłaszcza serce ojcowskie, które jest, jak masło;
A jeśli przytem wspomni matkę Józka, zgasłą
W kwiecie lat, kiedy spojrzy w błękitne źrenice
I w twarz, co jest — pisz, maluj — jakby zmarłej lice,
To stary pan Gerwazy łez wstrzymać nie może
I błogosławi chłopca: „Szczęść ci, Panie Boże!”


II.

Z wyjątkiem straty żony, co teraz w błękicie
Przebywa z aniołami, szczęśliwe ma życie
Pan Gerwazy; swą pracę ukochał gorąco,
Nigdy mu się na dachu zmysły nie zamącą,