Wódz dojrzał postać Mruczka, podobną do mary.
Dopadł, porwał za ramię: „Czyś zwarjował stary!
Cofnij się! Pocoś wlazł tu do ciężkiego licha!...”
Ale Mruczek Gerwazy dowódcę odpycha
I, ani na pół łokcia nie zbaczając z szyku,
„Nie przeszkadzaj — zamruczał — panie pułkowniku...”
„Szaleńcze! toć za mgnienie kula w łeb ci padnie!
Czego ty chcesz, u Boga?...” „Ja chcę umrzeć ładnie...”
I nieraz tak syn z ojcem szli w jednym szeregu...
Potem stary, jak pragnął, padł na krwawym śniegu,
Z cichą twarzą, do chmurnych niebios obróconą,
Jakby wyczekującą, jakby zadziwioną,
Że Bóg świata nie spali siarki dżdżem i gromem...
A Józik sybirskiego stepu szedł ogromem
Z krwawą różą pamiątek na życia badylu...
Daleki... zapomniany... jak tylu... jak tylu...