Jak z ogrodów i z wiosennej łąki
W brudny rynek leci cudna woń,
I, w zadumie, srebrne rosą pąki
Do ust niesie pięknej Zośki dłoń.
Piękna Zośka, Walentowej córka,
Z krwią, jak płomień, co oczyma strzela,
Ze starego rwie się w świat podwórka,
W świat upojeń, pieśni i wesela.
Georginje, astry i nagietki
Lubi pieścić zgrabną rączką swą...
A ta córka poszła na chleb „letki”,
Któż tam zgadnie, co się dzieje z nią?...
Siedzi stara, pomrukuje zcicha,
Zbrzydł jej towar i nabywcy zbrzydli:
„Ot, to życie do ciężkiego licha!
Ty hodujesz, a chłop ją usidli!”
I pochyla twarz amarantową,
(Bo wódeczka tak barwi, jak mróz);
Wypić zdrowo, a dumać niezdrowo, —
Było — niema, łzy kap — kap — i szlus.
Pod jatkami ćma psów się przemyka
Z desperacją w psiej zgłodniałej twarzy,
Syty kocur siedzi u rzeźnika,
Ironicznie patrząc na nędzarzy.
Z dachów lecą wróble darmozjady
Kąsek jadła capnąć gdzie się da, —
A na boku stoi chłopiec blady,
Ten od psa się jeszcze gorzej ma.
Strona:PL Artur Oppman - Poezje tom I Stare Miasto.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.