Strona:PL Artur Oppman - Polski zaklęty świat.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

W foliały włazi z głową,
A drukowane słowo
Milsze mu stokroć więcej
Od cukrów i tłuczeńcy.


Lecz stary pan Twardowski, choć suty profit z wioski, choć proboszcz chwali syna, coś skiepściał starowina. Trapi się w tajemnicy, ponurość ma w źrenicy, w żałobnej chadza szacie i płacze w swej komnacie.
Więc raz pacholę powie: „Co, tato, masz na głowie? Zaufaj mej odwadze, a może co poradzę! Przykro mi patrzeć na to, jak się zamartwiasz, tato; otwarcie przemów do mnie!“
Poczciwie rzekł i skromnie. Cześnik na takie słowo rozpocznie rzecz ab ovo: ze łzami rozpowrada, jak zbójca go napada; jak — chwilo nieszczęśliwa! — na odsiecz djabła wzywa i jak — bez świadomości — zatracił kość z swej kości.
Malec, gdy tu usłyszał, jął skakać, aż się zdyszał: „Bądź dobrej myśli, tato, ja na to, jak na lato! znam egzorcyzmów wiele, w łeb diabla niemi zdzielę! w mig rogi mu się utrą!
Do piekła ruszam jutro!“
Jakoż nazajutrz rano, gdy w dworze jeszcze spano, na dolę i niedolę wychodzi żaczek w pole. Odmawia w głos pacierze i cóż on z sobą bierze? Muszkiety? Proch? Pałasze?
Święconej wody flaszę!

Biegnie, aż na rozdrożu
Coś zaszeleści w zbożu,
Zabłyszczy ślepek para,
Wyskoczy myszka szara.