Chciałby robić odkrycia, znaleźć eliksir życia i w mądrem pogotowiu złoto czynić z ołowiu.
W alchemickiej pracowni pali głownię po głowni, coś przypieka, przysmaża, — ale nic się nie stwarza! Aż szepnął którejś nocy: „Nie w ludzkiej to jest mocy; szatan zna te arkana: czarem wezwę szatana!“
Księżyc zagląda w okno: ropuchy w słoju mokną, schnie szkielet nietoperza, czaszka zęby wyszczerza. Krokodyl na pułapie, choć wypchany, lecz chrapie, a w kącie, w trumnie swojej, egipska mumja stoi.
Straż wartuje... śpi miasto...
Zegar bije dwunastą...
Twardowski zmarszczył czoło, kredą zakreśla koło, magiczną laską macha i wywołuje stracha: błysnął siny płomyczek, coś chrobota u drzwiczek, westchnęła mumia w rogu — i czart stanął na progu:
„Otom jest na wezwanie.
Czego żądasz, mospanie?“
Twardowski wziął się w boki: „Podejdź, diable, dwa kroki, słuchaj mego rozkazu i spełnij go odrazu“!
Błysnęło!
„— Czego chcecie?“
„— Chcę być najmędrszym w świecie,
Posiąść wszystkie bogactwa,
Rozumieć mowę ptactwa,
Słyszeć jak trawa rośnie,
Żyć wiecznie w życia wiośnie,
Leczyć każdą chorobę
I mieć na swą osobę
Sześciu biesów do służby.
To warunki mej drużby.
Com wyliczył — mieć muszę!
„— Cóż dasz za to?“
„— Swą duszę!“
Diabeł skrobnął się w głowę:
„— Ha! spisujmy umowę!“