Ta strona została uwierzytelniona.
Jakieś ryki nad domem, —
Aż wreszcie — z nowym gromem —
Djabeł się skądciś bierze!
Cap! szlachcica porywa:
„Karczma Rzym się nazywa!“
Lecą w górę; nad nimi
Od czartów aż się dymi,
Ogień im z pysków bucha,
A wkoło zawierucha.
Pan Twardowski w tej biedzie,
Gdy tak na djable jedzie,
Młodość swą przypomina,
Pobożne, jasne lata
I w odlocie ze świata
Ogarniać go poczyna
Skrucha chrześcijanina.
Potępił swe uczynki —
I zaśpiewał „godzinki.“
Patrzy, aż diabła niema,
A nogami obiema
Sam siedzi na księżycu
O złotosrebrnem licu.
I słyszy głos zwysoka:
„Serdeczna twoja skrucha
Ocaliła ci ducha!“
Dokoła noc głęboka.
W dole Kraków i wioski
Podkrakowskie. Twardowski,
Na księżycowym progu,
Dziękuje Panu Bogu.