Ciemny, wielki, pusty loch,
Głucha cisza w onym sklepie,
A w krąg leży na polepie
Czterech wieków pył i proch.
Jakieś beczki pod ścianami,
Jakieś skrzynie za beczkami.
A pośrodku, na antale,
Jak na koniu szlachcic siadł,
Kontusz, jak makowy kwiat,
Karmazynem lśni wspaniale;
Rogatywka zwisa z łba,
Coś jej na nim niewygodnie, —
Ach, bo siąść na łbie tym godnie
Przeszkadzają rogi dwa!
Krótki, ale tęgi róg, z prawej strony, z lewej strony, a na każdej z długich nóg z cholewami but czerwony. Wnet pomyślisz, człeku, sobie: Jaśnie pana poznać z buta!
To we własnej swej osobie czart łęczycki, imć Boruta!
Latarenka płonie mdło i oświetla postać diablą, z długim wąsem, z krzywą szablą i z nawisłą czarną brwią. Imć Boruta, chłop jak piec i siarczysty i pleczysty, to nie jakiś byle szwiec, to karmazyn oczywisty! Za złocisty zatknął pas zdobne pazurami ręce, i rozmyśla w nocny czas o djabelskiej swej udręce. „Siedzieć — mruczy — tyle lat! zaraz... dwieście... trzysta... Ale! Pięćset lat już, gdyby fale, przeleciało przez ten świat, a ja siedzę,