Strona:PL Artur Oppman - Polski zaklęty świat.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

Na kamieniu, o mur wsparty,
Siedzi szlachcic i w głos klnie:
„Taki piskorz, to nie żarty!
Gorzej w szable tną się czarty!
Tęgo poszczerbili mnie!


Warto było leźć z piwnicy, by pohulać tak jak ja! Jeszcze wczoraj u prawicy miałem krzepkich pięć palicy, a zostało tylko dwa!
Trzy paluchy! Ej, do kata! Cała ręka już na nic! Taki wstyd i taka strata! A jak kpią tam z pana brata, co choć djabeł, ale fryc!
Dziś kto spyta: czy znasz gapę? Rzekną: znam: Boruta bies!“
I ze złości zrzuca czapę i skrwawioną liże łapę, właśnie tak jak zbity pies!
„Już mnie teraz nikt nie skusi, bym do szlachty szedł na bal! Niech zaraza ich wydusi! taki zaraz bić się musi!
A jak piecze ta ich stal!“
Na wieżycy huka sowa, nietoperzy krąży ćma, a wtem śpiewem gra dąbrowa, leci z wiatrem pieśń echowa...
„Cóż to znowu znaczyć ma?“
Tętnią konie, dzwonią bronie, mknie do zamku jeźdźców stu! „Na Borutę!“ „Batem w konie!“ „Dać biesowi po ogonie!“ „Djable rogi zetrzeć mu!“ „Zajazd! zajazd na zamczysko! Czart w podziemiach siedzi tam!“ Stu szlachciców, jak wichrzysko, pędzi cwałem, już są blisko!
„Mości djable! Pójdź tu sam!“
Struchlał djabeł przerażony, pot wystąpił mu na łeb, mruży ślepia, gryzie szpony, to jest blady, to czerwony: jednem słowem: tchórz i kiep! „Co tu robić? Co tu robić? Przed tą zgrają gdzie się skryć? Raz umieli czarta obić, teraz lecą, by mnie dobić!“ A Boruta chciałby żyć!

Ze szkap zsiedli szlachta braty
I ze śmiechem walą w drzwi,
Takim głupstwo i armaty!
Co tam dla nich ten rogaty!
Każdy woła: „Stawaj mi!“

Aha! Stawaj! Macie rację!
Już on dobrze poznał was!
Popamięta tę kolację!
Więc przez furtę pertraktacje
Rozpoczyna: „Kłaniam w pas!