Strona:PL Artur Oppman - Polski zaklęty świat.djvu/055

Ta strona została uwierzytelniona.

Wzrost olbrzyma, a bary
Jakie ma niedźwiedź stary;
Broda do pasa zwisa,
Ślepia jak u tygrysa;
W jednej ręce maczuga,
Nóż krwawy trzyma druga,
Na łbie rude kudliska,
Zęby jak u wilczyska
Błyskają z pod wąsiska!


Wtoczył się do chałupy, padł na listowia kupy, co pod ścianą leżało, ziewnął paszczęką całą — i do swej matki rzecze: „Czuć tu mięso człowiecze!“ Ledwo rzekł, aż ci wtyka straszne oczy w kleryka, bo go ujrzał na ławie, patrzącego ciekawie, ale bez żadnej trwogi; więc wrzaśnie zbójca srogi: „Co to za jeden taki? Dam-że ja mu tabaki! Ten ci mnie popamięta ruski miesiąc — i dłużej!“
Ale kleryk nie tchórzy, bo go broni Moc święta.
„Ktoś ty i skąd? Powiadaj! Ino prawdę mi gadaj, bo się poznam na łgarstwie — i nic cię nie uchowa!“ „Jestem kleryk z Krakowa; ojce na gospodarstwie zostali w wiosce swojej, a ja idę do piekła...“ „Do piekła? A to poco, do piekła tłuc się nocą? Także chęć go urzekła — i że to się nie boi?“

„Za mną sam Pan Bóg stoi
I przeczyści anieli,
A nikt się nie ośmieli
Czynić wbrew Bożej woli!“

„No, powoli, powoli!
Zobaczym, jak to będzie?
Ośmieli — nie ośmieli!
Anieli — nie anieli! —
Któż mnie wstrzyma w zapędzie,
Gdy zechcę pchnąć cię nożem?“

„Wszystko jest w ręku Bożem!“

Zadumał się zbóisko...